Strony

czwartek, 15 marca 2012

Mój przyjaciel pies 2010/2011

W ramach obchodów V Międzynarodowego Dnia Dogoterapii w Szkole Podstawowej nr 12 z Oddziałami Integracyjnymi im. Kawalerów Orderu Uśmiechu w Głogowie został ogłoszony konkurs literacki pod hasłem Mój przyjaciel pies. Impreza odbywała się pod patronatem Marii Czerwińskiej KOU. Konkurs polegał na napisaniu wiersza lub opowiadania o psie. Cieszył się on dużym zainteresowaniem ze strony dzieci. Wpłynęło 40 prac. Niektórzy dołączyli do nich swoje zdjęcia i rysunki. Uczniowie opisywali własne przeżycia i historie związane ze zwierzętami, przelewali na papier swoje marzenia związane z posiadaniem psa. W skład jury weszli Stefan Górawski z Głogowskiego Stowarzyszenia Literackiego, Maria Czerwińska KOU, Iwona Salamońska – nauczyciel bibliotekarz, Joanna Zelmańska poetka , nauczyciel bibliotekarz, Katarzyna Kruk-Adamska – polonista i Ewelina Kujawa – polonista. W kategorii opowiadanie I miejsce zajęła Aleksandra Prałat z klasy 5e, II – Barbara Jacieczko z 5e, III- Paulina Fartuch z 5a. Wyróżnienie przyznano Natalii Cieślak z Ve i Nicoli Sameli z 6e.W kategorii wiersz zwyciężyła Karolina Gryka z 6B, II zajęła – Anna Rojewska, III miejsce przyznano Katarzynie Dziduch z 5d. Nagrody ufundowało Nadleśnictwo Głogów. Wszystkim nagrodzonym gratulujemy.


Miejsce I - Karolina Gryka

Kto chce zaprzyjaźnić się szczerze ,
Niech przygarnie jakieś zwierzę.
Najlepiej zaadoptować psa,
On kochające i wielkie serce ma.
Wiem co pisze i radzę wam szczerze,
Bo sama mam takie zwierze.
Choć jest już ze mną kilka lat,
Dalej stanowi dla mnie cały świat.
Jest ze mną kiedy wstanę,
I kiedy jeść mu daję .
Kiedy wychodzę czeka wiernie,
I wygląda bardzo mizernie .
Za to kiedy wrócę,
Radości jego nie ukrócę .
Jesteśmy ze sobą na dobre i na złe,
Spędzi ze mną całe życie swe.


Miejsce I - Aleksandra Prałat
Witam!
Nazywam się Masza. Jestem młodziutką, sympatyczną suczką rasy Yorkshire Terrier. Mam piękne gęste włosy, które w tej chwili zaczynają się wybarwiać,
ciemne mądre oczka i nosek spłaszczony jak guzik od sukienki. Choć jestem „dziewczynką”, mam urocze wąsiki, które często bywają zmierzwione.
Jestem szczęśliwym szczeniaczkiem, mam kochaną i kochającą Rodzinę i chcę wam o tym opowiedzieć. Moja mama miała nas ośmioro. Wyobrażacie sobie- osiem małych czarnych kuleczek, które garną się do brzuszka mamy, aby ogrzać się i napić mleka. Ja przyszłam na świat jako pierwsza. Byłam największa i najsilniejsza z rodzeństwa. Zawsze znalazłam sposób, aby szybko dostać się do sutka mamy. Rosłam więc jak na drożdżach. Czas upływał mi na wspólnych zabawach z rodzeństwem pod okiem troskliwej mamy.Gdy byliśmy już bardzo zmęczeni psotami dobrze było przytulić się do jej ciepłego brzuszka i spokojnie zasnąć. Któregoś dnia zauważyłam obcych ludzi, którzy jakoś tak dziwnie mi się przyglądali. Nim zdążyłam dobrze pomyśleć, znalazłam się u nich na rękach i po chwili wylądowałam w dużej torbie. Było tam strasznie ciemno i smutno. Wołałam mamę ale nikt mi nie odpowiedział. Siedziałam zrezygnowana i czekałam co stanie się dalej. Zdawało mi się, że mijają całe wieki, gdy nagle znalazłam się w dużym domu. Zobaczyłam kojec, zabawki, miseczki, ale to wszystko było obce. Nie było znajomego zapachu mamy i rodzeństwa. Zrezygnowana podniosłam głowę do góry i zobaczyłam nieznajomych ludzi, którzy stali nade mną i coś mówili. Próbowali mnie głaskać, podsuwali miseczkę z jedzeniem i wodą, ale ja jednak siedziałam skulona i zrozpaczona. Najgorsze jednak dopiero miało przyjść. Gdy nastała noc poczułam się bardzo samotna. Byłam zmęczona, ale nie mogłam zasnąć. Leżałam na posłaniu i co chwilę popłakiwałam. Wtedy czyjeś ciepłe ręce głaskały mnie, przytulały, podnosiły do góry i kołysały. Wreszcie udało mi się usnąć. Minęła noc. Kiedy rano otworzyłam oczka, zobaczyłam tą samą osobę, która w nocy mnie przytulała i poczułam znajomy zapach rąk. Pomyślałam sobie, to pewnie „podmieniona moja mama”. Od tej chwili zaczęłam chodzić za nią krok w krok. Już się jej nie bałam, szukałam jej towarzystwa i bezpiecznie zasypiałam na jej kolanach. Jak się domyślacie to była moja Pani. Zaczęłam pomału poznawać innych domowników. Już wiedziałam , że oprócz Pani i Pana są jeszcze dzieci: Ola i Tomek. Zaczęłam ich traktować jak przybrane rodzeństwo. Każdego dnia czułam się coraz bardziej pewnie i bezpiecznie. Stopniowo zaczęłam poznawać zwyczaje domowników. Zauważyłam, że Pani codziennie rano wcześnie wstaje. Więc , kiedy dzwoni budzik zrywam się na równe nogi i pilnuję, aby Pani też wstała. Potem biegnę obudzić Olę i Tomka. Czuję się wtedy bardzo ważna i jestem z siebie dumna, bo wiem, że dzięki mnie nikt nie spóźni się do pracy ani do szkoły. Kiedy zostaję sama w domu (choć okropnie tego nie lubię) szukam sobie zajęcia. Nie ma dnia żebym czegoś nie spsociła. Najbardziej lubię plądrować Oli pokój. Pełno tam różnych atrakcji. Na małym dywaniku często można znaleźć fajne gadżety typu: guma do żucia, nadgryziony batonik, jakiś ołówek lub długopis. Czasem uda mi się znaleźć rozrzucone skarpetki, które wręcz uwielbiam. Nie gardzę również papciami Oli, które lubię obgryzać gdy czuję się smutna i samotna. Tak na różnych zabawach i zajęciach mijają mi dni. Gdy zbliża się godzina powrotu mojej Rodziny szaleję ze szczęścia. Witam wszystkim po kolei jak oszalała. Biegam, skaczę i tańczę „tyłeczkiem lambadę”. Jestem wtedy najszczęśliwszym psiakiem na świecie. Moja radość nie ma końca. Wszyscy znów jesteśmy w domu, a ja mam kogo zaczepiać i podgryzać. Muszę wam też zdradzić sekret. Kocham zakupy. Nie mogę się doczekać chwili gdy Pani z Olą zabierają mnie ze sobą do sklepu. Chowam się wtedy w wiklinowym koszyczku, który Pani trzyma na ramieniu. Kiedy chodzimy między regałami Ola mi wszystko opowiada co do czego służy i z czym się to je. Z zakupów zawsze wracam bogatsza w nowe doświadczenia, a przede wszystkim jestem szczęśliwa ponieważ miło spędziłam czas z członkami mojej Rodziny. Z każdym mijającym dniem czuję się coraz bardziej kochana przez moich bliskich. Wszyscy mówią do mnie czule, głaszczą mnie , noszą na rękach, podsuwają smakowite kąski. Nawet, kiedy narozrabiam i bardzo napsocę moi kochani szybko mi wybaczają, bo przecież wiedzą, że nie zrobiłam tego specjalnie tylko jak to się mówi- „tak jakoś wyszło”. Bardzo lubię dzieci i zabawy z nimi. Uwielbiam grać „ w nogę” z Olą i jej koleżankami. Ganiam wtedy za piłką do upadłego. Gdy mi piłka ucieka czasem się zdenerwuję przybieram wówczas „pozycję Indianina”: podnoszę wysoko głowę, stawiam ogon jak pióropusz, tylne nogi wyrzucam do tyłu i wydaję ostrzegawcze dźwięki. Wtedy wszyscy schodzą mi z drogi, a ja dumna jak paw zabieram piłeczkę i mam ją tylko dla siebie. Trwa to tylko chwilkę, bo przecież nie można być egoistą w życiu. Trzeba umieć bawić się w grupie. Wiecie już co lubię, ale nie wiecie czego nie znoszę. Nienawidzę kąpieli (moja pani często żartobliwie nazywa mnie trolem), czesania, czyszczenia uszu, nie wspomnę już o obcinaniu pazurków. Każda wizyta u fryzjera jest dla mnie koszmarem. Wymyślne fryzury to nie dla mnie. Jestem skromnym pieskiem. Nie znoszę gumek, spinek, kucyków i przekomicznych grzywek. Myślę, że opowiedziałam wam o sobie dość dużo. Kocham mój dom całym psim sercem. Czuję się w nim wspaniale i nie zamieniłabym go na żaden inny. Wiem, że jestem lubiana i szanowana . Nikt nie robi mi krzywdy. Mam nadzieję, że zestarzeję się z moimi bliskimi i nigdy nie będę czuła się samotna.
Pozdrawiam Maszka


Miejsce II - Basia Jacieczko

Kamila to mała, 5 letnia dziewczynka. Od dawna marzyła o psie. W końcu, po wielu tygodniach przekonywania, rodzice zgodzili się kupić jej psa. Długo szukali porządnego i ładnego pieska. Mama Kamili, pani Monika powiedziała, że najlepiej będzie, jeśli wezmą pieska ze schroniska. Dziewczynka się zgodziła, mimo tego, że chciała aby jej wymarzony piesek był rasowy. Po wejściu do schroniska przywitała ich miła pani. Od razu pokazała kojce z porzuconymi zwierzętami. Spośród wielu smutnych pyszczków Kamila dostrzegła małą, czarną kulkę. To był bardzo młody, milutki szczeniak, z białą łatką na wychudzonym grzbiecie. W drodze powrotnej do domu piesek tulił się w ramionach pani Moniki drżąc lekko ze strachu. Przez kilka dni Bruno- bo tak go nazwali- przyzwyczaił się do nowego domu. Z początku Kamila okazywała swojemu psu wiele czułości. Bawiła się z Brunem, wychodziła z nim na spacery, kupowała rozmaite przysmaki. Bruno był w końcu szczęśliwy. Jednak po jakimś czasie Bruno zauważył, że jego pani coraz mniej się nim zajmuje. Czasami nawet zapomniała dać mu nawet jedzenie. Piesek stał się osowiały. Później Kamila kompletnie przestała się nim zajmować. Widząc to, rodzice zdecydowali się oddać Bruna. Piesek był bardzo smutny, że musi opuścić dom, do którego zdążył się przyzwyczaić. Po krótkiej podróży pani Monika oddała go w ręce licznej rodziny. Dzieci z tej rodziny bardzo szybko przywiązały się do Bruna. Opiekowały się nim i prześcigały się nawzajem w wypełnianiu swoich obowiązków. Niestety, po jakimś czasie Bruno zauważył, że postępowanie dzieci staje się podobne do zachowania Kamili. Dzieci przestały się nim zajmować, zajmując się swoimi sprawami, poświęcając mu coraz mniej czasu.. Rodzina zmuszona była oddać Bruna kolejnemu opiekunowi. Oddali go starszemu panu Stanisławowi. Przygarnął go i otoczył go troskliwą opieką. Bruno poczuł, że wreszcie znalazł swój prawdziwy dom. Niestety pan Stanisław nie mógł się nim długo nacieszyć, bo złamał nogę i teraz to on potrzebował opieki. Nie mógł zatem zajmować się Brunem. Pytał się sąsiadów czy nie zaopiekowali by się pieskiem podczas gdy on będzie dochodził do zdrowia. Nikt jednak nie mógł lub nie chciał się nim zająć. Pan Stanisław nie miał wyjścia, musiał dać go na przechowanie do schroniska. Serce pieska po raz kolejny zostało złamane... Nadeszła zima. Bruno siedział w zimnym kojcu, smutny i czuł się bardzo nieszczęśliwy. Opuszczony, lecz wierny piesek czekał, aż jego pan wyzdrowieje i weźmie go z powrotem do ciepłego, kochanego domu, aby zostać tam na zawsze. Choć zima była mroźna, w sercu Bruna wciąż tliła się iskierka nadziei...


Miejsce III - Paulina Fartuch
Opowiem wam dzisiaj o Klarze. Dziewczynce, która panicznie bała się psów. Godzina dwudziesta .Klara idzie po budzik do sypialni swoich rodziców. Nagle zegar wpada jej pod łóżko. Bohaterka zamiast urządzenia znajduje coś innego. Bardzo mocno zakurzoną książkę. Po chwili wyczyściła okładkę i przeczytała – „Alexandra Horowitz Oczami Psa .Co psy wiedzą, myślą i czują”. Zdziwiła się. Dlaczego jej rodzice trzymają w domu książkę o psach ?Z ciekawości zaczęła czytać pierwszy rozdział. Godzina pierwsza w nocy Klara nadal czyta .Słyszy ,że ktoś się zbliża do drzwi. Szybko zgasza lampkę i chowa książkę pod poduszkę. To mama – Róża. Przyszła pocałować córkę na „dobranoc”. Dziewczynka zasnęła. Nagle dzwoni budzik .Klara jak zwykle myję zęby, je śniadanie ,żegna się z mamą i idzie do szkoły . Po drodze widzi dwóch chłopaków. Zbliżają się do niej .Są ubrani na czarno .Jeden z nich zaczyna krzyczeć
-Małolato dawaj pieniądze
-No właśnie wyciągaj portfel !
-Ale ja nie mam pieniążków – krzyczy bohaterka
-No to masz problem.
Chłopak szykuje się do zadanie ciosu lecz nie udaje mu się .Nagle wskakuje na niego labrador i zaczyna gryźć mu rękę .Drugi chuligan szybko dzwoni po pogotowie .Po chwili dziewczynka doszła do wniosku ,że jest już spóźniona. Chce w jakiś sposób podziękować zwierzęciu za pomoc. Dłoń drży jej ze strachu lecz mimo to głaszcze psa i daje mu kanapkę. Gdy dotarła do szkoły opowiada wychowawczyni całe zajście. Nauczycielka natychmiast zadzwoniła do rodziców. Byli w szoku ,że Klara …pogłaskała psa! Już wieczór .Klara słyszy jakieś dziwne dźwięki. Patrzy prze okno i nagle widzi ..labradora! Właśnie tego ,który ją uratował . Dziewczynka cicho zeszła na dół .Szkoda ,że nie widzieliście jak pies się ucieszył. Bohaterka postanowiła ,że właśnie ze swoim nowym przyjacielem będzie chodzić do szkoły. Nagle dzwoni budzik a Klara słyszy z kuchni takie dźwięki
-Córeczko wstawaj !Śniadanie na stole
Dziewczynka zdała sobie sprawę . Ta cała historia z labradorem to był tylko sen. Przeddzień urodzin opowiedziała rodzicom swój sen oraz oznajmiła ,że chce mieć psa. Rano nie obudziła ją budzik tylko śliczny labrador . Klara uważa że jest on podobny do tego ze snu.

III miejsce - Kasia Dziduch
Mój dzielny pies
wszędzie ze mną jest!
Noga w nogę,
łapka w łapkę
i tak idzie Kasia z Ciapkiem.
Ciapek w ciapki kolorowe
przypomina czasem krowę,
ale mi to nie przeszkadza,
bo on zawsze mi pomaga.
Nawet gdyby coś przeskrobał
będzie tego wciąż żałował.
Ciapek jest jak "Biały Kieł" nigdy
nie poddaje się.
Do celu dąży wciąż, piesek kochany mój!!



Wyróżnienie - Natalia Cieślak

Dla Emilii był to kolejny zwykły dzień. Wracała właśnie ze szkoły gdy coś pociągnęło ją za nogawkę. Obróciła się dookoła lecz nic nie zauważyła. Przez chwilę stanęła jakby była z kamienia, gdy zdała sobie z tego sprawę, natychmiast szybkim krokiem ruszyła dalej. Nie zaszła daleko, gdy znów poczuła szarpnięcie. Jeszcze raz sprawdziła co to było, lecz tym razem zobaczyła małą, czarną kulkę zwiniętą na chodniku. Zdziwiona podeszła bliżej. Dopiero w tym momencie zobaczyła, że kulka się rusza i, że w istocie nią nie jest. Była psem. Zbliżyła się jeszcze bliżej. Zwierzę odsunęło się nieznacznie. Emilka zaczęła pokrzepiać czworonoga mówiąc, że nie chce mu nic zrobić i, że jeśli tylko zechce to ona mu chętnie pomoże i da mu jeść. Jedzenie to słowo podziałało na psa jak magia. Zaraz podniósł się na równe nogi i podbiegł do coraz bardziej zdziwionej dziewczyny.
Ruszyła dalej lecz teraz już nie była sama za nią wiernie stąpał Karo- bo tak postanowiła nazwać przybłędę. Z oczu psa biła radość, miłość, ale co najdziwniejsze przywiązanie, bo jak by nie patrzeć znał ją od paru minut. Emilia z pełną satysfakcją otworzyła dom wpuszczając zwierzę do środka. Wieczorem rodzice po powrocie z pracy zastali córkę bawiącą się z psem.
Oczy dziecka były takie radosne, że nie mieli sił protestować. Od tego czasu Emilka i Karo stali się nierozłączni. Rano pierwsza rzecz to był wspólny spacer. Później pies odprowadzał panią pod same drzwi szkoły i czekał aż do końca lekcji. Nie było ważne czy jest śniegi mróz czy upał jak na Saharze stał i wpatrywał się w szkolne drzwi. Gdy ku jego wielkiej radości pojawiała się właścicielka, wracali razem do domu i spędzali razem resztę dnia. Tak minął im rok.
Szli jak co dzień razem na spacer, gdy Emilię potrącił samochód kierowca szybko odjechał pozostawiając ją samą. To był jeden z tych strasznych momentów, gdy człowiekowi życie przelatuje przed oczyma. Dziewczyna patrzyła na każdy zapamiętany przez nią kawałek jej krótkiego życia niewiedząc, czy jeszcze do niego wróci, czy przeżyje. Nagle jasne światło zaczęło świecić jej po oczach. Zdziwiona otworzyła je i nie wierzyła własnym oczom. Leżała w szpitalu w swojej ulubionej piżamie. Na krześle siedziała jej mama. To był dobry moment by dowiedzieć się co się stało.
-Mama? Mamo, co ja tu robię? Byłam przecież na dworze psem.
-Kochanie, miałaś wypadek. A twój pies to chyba najmądrzejsze zwierzę na świecie.
-Jaki? Jak ja się tu znalazłam? J co ma do tego Karo?
-Nie tyle pytań naraz. A, więc tak. Potrąciło cię auto. A Karo? Tylko dzięki niemu żyjesz. Gdy leżałaś tak bez ruchu na ulicy, nikt nie mógł ci pomóc, ponieważ byłaś tam sama. Tyle razy ci mówiłam żebyś chodziła w tłoczniejszych miejscach. Wtedy twój czworonożny ratownik pobiegł do taty po pomoc. Pociągnął go za nogawkę i kazał biec za nim. doprowadził o do ciebie. Gdyby nie to mogli byśmy znaleźć cię za późno.
-Karo? Kochane psisko! Wiesz on chyba lubi ciągnąć za nogawki.
I obie wybuchły śmiechem.